Jak starzeje się kobieta, a jak mężczyzna?
Starzenie się to nieodwracalny proces w życiu człowieka. Czy etapy starzenia się człowieka wyglądają tak samo w przypadku kobiet i mężczyzn?
W życiu każdego człowieka przychodzi moment, gdy na twarzy zaczynają pojawiać się pierwsze zmarszczki, czy siwe włosy. Czy to własnie wtedy zaczyna się starość?
Z biologicznego punktu widzenia, proces starzenia zaczyna się niemal natychmiast po osiągnięciu dojrzałości. Na jego tempo i przebieg wpływa wiele czynników, są to m.in. uwarunkowania genetyczne, środowisko w jakim żyjemy, prowadzony styl życia.
Jak starzeje się kobieta, a jak mężczyzna?
Organizm kobiety i mężczyzny starzeje się inaczej. Różnice te wynikają głównie z tego, że zarówno kobiety jak i mężczyźni prowadzą inny tryb życia, mają inny metabolizm, a tym samym w ich ciałach inaczej zachodzą pewne procesy regeneracyjne.
Skóra mężczyzn starzeje się wolniej niż skóra kobiet.
Ma więcej kolagenu i elastyny, jest grubsza i jędrniejsza.
Głos u kobiet po około 60. roku życia staje się niższy,a u panów wyższy. Niezależnie od płci, mowa w pewnym wieku staje się mniej wyraźna. Problemy ze słuchem częściej dotyczą panów. Zarówno u kobiet jak i u mężczyzn starzeje się także mózg. Po ukończeniu 50. roku życia spada masa mózgu i zaczynają się pierwsze kłopoty z koncentracją, co z czasem nasila się i 75-latkowie często mają już duże problemy z pamięcią i uczeniem się.
Bardzo ważne jest prawidłowe rozumienie procesów starzenia się seniorów. By sprawowana opieka była odpowiednia, należy rozróżnić te procesy i się do nich dostosować by senior mógł żyć pełnią życia.
“OPIEKUNKA JEST NASZĄ WIZYTÓWKĄ”
Wywiad z Moniką Królikowski – właścicielką SeniorenService Goldener Herbst
R.: Lubi Pani Niemców?
M.K.: Otaczam się w większości Polakami, więc nie znam Niemców od strony prywatnej, ale nie mam im nic do zarzucenia, nigdy nie zaznałam od nich niczego złego. Mam wrażenie, że to, co im się daje, to samo się otrzymuje. Lubię Niemców, łatwo się z nimi dogadać, najważniejsze by rozmawiać szczerze, lepiej powiedzieć najgorszą prawdę niż kłamać. Niemcy doceniają odwagę, mówiąc wprost, szybciej dojedziecie do porozumienia.
R.: Lubi Pani język niemiecki?
M.K.: Bardzo lubię język niemiecki. Kiedy mieszkałam w Polsce język niemiecki czasami mi przeszkadzał np. w piosenkach? Wydawał się za twardy, za szorstki. Od kiedy tu mieszkam absolutnie tego nie czuję, może to kwestia osłuchania. Jego miękkość zależy na pewno od regionu, w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie mieszkam jest bardzo melodyjny. W Kolonii jest bardzo sympatycznie i mięciutko. Tutaj „mich” wymawiamy jak „miś”.
R.: Największa i najśmieszniejsza gafa językowa to?
M.K.: W swojej karierze pielęgniarskiej zdarzyło mi się powiedzieć do pacjenta obmywając mu pośladki: Oo! ein Wunder!!! Co znaczy: O! Cud!!! Zamiast O! ein Wund!!! Czyli: Oo! Rana! Pacjent cierpiał na odleżyny, miał duże poczucie humoru, najpierw się zdziwił, później śmialiśmy się z tego całą godzinę. Innym razem zdziwił się, kiedy powiedziałam, że umyje mu szafkę używając meine Bruste (piersi), zamiast die Bürste (szczotki)
Tym razem śmialiśmy się dwie godziny, a ja śmieję się do tej pory. To był mój pierwszy podopieczny, po jego odejściu postanowiłam zrobić uznanie polskiego dyplomu pielęgniarskiego (Anerkennung). On poszedł do nieba, a ja do szkoły.
R.: Skąd decyzja o życiu w Niemczech?
M.K.: W latach 80-tych wszyscy wyjeżdżali do Niemiec. Gdy miałam 20 lat pojechałam na wycieczkę do Niemiec Zachodnich, oczywiście z postanowieniem, że nie wrócę. Taką „ucieczkę” umożliwiał mi azyl polityczny. W 1989 roku odbyły się w Polsce rozmowy przy Okrągłym Stole i wszyscy „azylanci” zmuszeni byli wrócić do Polski. Mieszkałam w Polsce przez kolejne 10 lat, pracowałam w szpitalu, prowadziłam własną działalność, ale pojawił się moment w życiu prywatnym, kiedy musiałam zrobić krok do tyłu, chciałam wrócić tam gdzie było mi dobrze, zacząć od początku z nadzieją, że będzie lepiej. Wróciłam do Niemiec. Było ciężko, musiałam stoczyć wiele bitew, wygranych i przegranych. Moje motto to:, „Co nas nie zabije to nas wzmocni” i „ jestem tu gdzie jestem i jest mi dobrze”. Oczywiście kocham mój kraj, płaczę, kiedy słyszę poloneza Ogińskiego, Mazurka Dobrowskiego, kocham polską wigilię i faworki, ale dobrze czuje się w Niemczech. Pasuje mi niemiecki porządek, kultura i język. Niemcy skupiają się na jednym problemie, dopóki go nie rozwiążą, nie szukają kolejnych, to mi bardzo odpowiada. Na Niemcach można polegać, jak coś mówią, tak robią, to daje poczucie bezpieczeństwa.
R.: Skąd pomysł na firmę?
M.K.: Gdy zrobiłam uznanie dyplomu szukałam pracy, co nie było proste w latach 2005-2010. Teraz Niemcy bardzo potrzebują pielęgniarek, wycofano obowiązek powtarzania kursu pielęgniarskiego, czyli wspomnianego już uznania dyplomu (Anerkennung), dziś o wiele łatwiej polskie pielęgniarki otrzymują pracę w niemieckich szpitalach niż kiedyś. W Polsce byłam pielęgniarką na stacji dializ, moim marzeniem było dalej pracować w tym zawodzie. Pierwszą propozycję pracy otrzymałam w Seniorenheimie, zobaczyłam jak seniorzy są traktowani, bardzo mi się to nie podobało. Wiele osób szukało innej, lepszej opieki dla swoich matek i ojców. Zapytano mnie czy nie mogłabym kogoś polecić do opieki w domu. Pierwszą opiekunką, którą sprowadziłam do Niemiec była moja mama. Rodzina bardzo ją polubiła, poproszono mnie bym poleciła następną osobę, tak się zaczęło. Zaczęłam szukać informacji o firmach zatrudniających opiekunki, okazało się, że to bardzo popularne zajęcie. Opracowałam własny, bezpieczny i korzystny dla wszystkich model współpracy pomiędzy biurem, opiekunką i rodziną.
R.: Czy było ciężko na początku?
M.K.: Jeżeli chodzi o klienta niemieckiego to nie było dużej konkurencji, większy problem był ze znalezieniem opiekunek. Jeździłam do Polski, spotykałam się z osobami, które były zainteresowane pracą w opiece i tak powoli zebrałam pierwszą grupę opiekunów. Ponieważ zapotrzebowanie na opiekunki było coraz większe szybko, potrzebowałam wsparcia. Pierwszym pracownikiem w biurze był Marc Allerödder-Häfner, następnie pani Anna Wnuk-Lipiński i Katarzyna Kuschek-Bednaruk. Są to osoby, które pomogły mi zrealizować wizję dobrej opieki, współpracuje z nimi do dziś, z czego jestem bardzo dumna.
R.: Jak dobiera Pani kadrę?
M.K.: W większości kieruje się intuicją, oczywiście zdarza mi się pomylić, ale zawsze trzymam kciuki w nadziei, że będzie dobrze. Każdego traktuję indywidualnie, liczy się ilość człowieczeństwa w człowieku, reszty można się nauczyć. Sama jestem osobą impulsywną, mówię to, co myślę, czasami może zaboleć, ale tylko szczerość buduje. Jestem otwarta na konstruktywną krytykę, która nawet, jeśli zaboli, dodaje sił i kreśli nowe szlaki.
Praca w biurze Goldener Herbst wymaga ciągłego kontaktu z ludźmi, ich potrzebami, umiejętności rozstrzygania sporów oraz pogody ducha, uśmiech wyczuwany jest nawet po drugiej stronie słuchawki. Zawsze ufam, że wszyscy dają z siebie to, co najlepsze. Wydaje mi się ze zaszczepiłam w swoich pracownikach szacunek do opiekunek, do swojej pracy i szacunek do klienta, który jest starszą osobą. Mam bardzo wartościowy zespół, cała kadra to wspaniali ludzie, staram się ich motywować i wspierać. Sama byłabym nikim, więc dziękuję wszystkim pracownikom i rodzinie za wsparcie
R.: W jakim języku rozmawiacie w biurze?
M.K.: Służbowo po niemiecku, prywatnie po polsku. Egzystuje też tzw. język mieszany, tj. zaczynasz po niemiecku, kończysz po polsku. Uwaga, nasi obcokrajowcy rozumieją już parę słów po polsku: np.: musi, musi (ha ha) lub szybko, szybko, oraz obowiązkowo: pieniądze!!!
R: Co jest przyczyną waszego sukcesu?
M.K.: Najpierw myślałam, że wystarczy 20 klientów, potem 50, ale jak coś robię to albo dobrze albo wcale. Cały proces wzrostu firmy polega na optymalizacji, wprowadzaniu zmian usprawniających jej funkcjonowanie. Żaden rok nie wygląda tak samo, doskonalimy umowy, wprowadzamy nowe ubezpieczenia, udogodnienia dla klientów i opiekunek, pojawiają się nowe funkcje wśród pracowników, korzystamy z nowych możliwości, jakie daje Internet, firma rozrasta się jak naturalny organizm. Aktualnie mamy 350 miejsc pracowniczych i ponad 20 pracowników biurowych. Myślę, że świadectwem dobrze wykonanej pracy zdobyłam zaufanie klientów. To jest piękne, kiedy klient niemiecki był u nas z matką, z ojcem i powraca po siedmiu latach, bo potrzebuje pomocy dla żony lub dla siebie samego. To niesamowite, że wciąż większość klientów mamy z polecenia.
Wracają do nas również opiekunki. Jest mi smutno, kiedy nasze panie idą do innych firm, ale każdy szuka dla siebie najlepszego miejsca i ma do tego pełne prawo. Często po kilku latach ponownie pukają do naszych drzwi, taki powrót cieszy podwójnie. To jest najlepszy dowód na to, że jesteśmy dobrzy, staramy się być dobrzy i dbać o wszystkich, być sprawiedliwymi dla klientów niemieckich i stworzyć godne warunki dla opiekunek.To nie jest łatwe, jesteśmy pośrednikami między klientem niemieckim a opiekunką. Rozwiązujemy konflikty, rozpatrujemy oczekiwania.
R.: Życiowe motto…
M.K.: „Żyć tak, aby nie mieć wyrzutów sumienia bo one nie dają nam zmrużyć oka, a ja kocham spać”.
R.: Czy jako szef wykonuje Pani obowiązki pracowników?
M.K.: Znam pracę każdego pracownika, budowałam tą firmę, więc sama tworzyłam każde stanowisko pracy. Obecnie służę pomocą i doświadczeniem w sytuacjach trudnych i nagłych. Jeżeli potrzeba np. w okresie urlopów lub zimowych przeziębień, siadam za biurkiem, zakładam słuchawki na uszy i pracuję.
R.: Jaka jest Idealna opiekunka według Pani?
M.K.: Znajomość języka jest ważna, ale nie najważniejsza. Dla mnie liczy się osobowość.Opiekunka musi być wyrozumiałą, ciepłą osobą. Liczy się cierpliwość i łagodność. Bardzo ważna jest spostrzegawczość, nie tylko oczami, ale sercem, „dobrze się widzi tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” jak mówił Mały Książę. Nasi podopieczni to osoby chorujące na alzheimera lub demencję, często nie potrafią wyrazić słowami, co im dolega. Potrzeba wysoko rozwiniętej empatii by rozpoznać, co dzieje się z podopiecznym i reagować jak najszybciej. Ważne jest też wyczucie, do kogo należy mieć dystans, a kto potrzebuje ciepła. Najważniejsze jest by podopieczni czuli się bezpiecznie i komfortowo. Wiek w tym przypadku nie gra roli. Trzeba mieć do tego powołanie.
R.: Jedna rada dla opiekunek?
M.K.: Szanujcie swoją prywatność, nie opowiadajcie o swoich problemach. Na początku będą was żałować i pocieszać, ale gdy coś pójdzie nie tak, wykorzystają informacje przeciwko wam, sprzedając siebie, osłabiacie siebie. To nie tylko rada dotycząca pracy, choć w zawodzie opiekunki bardzo ważna, to rada dla każdego i na zawsze. Wejdź z podniesiona głową, pracuj z uśmiechem, bądź miła i daj z siebie wszystko.
R.: Sposób na relaks?
M.K.: Lubię ciszę, lubię być sama i wcale się z sobą nie nudzę. Lubię dyskutować na tematy, które mnie interesują, poza tym milczę, milczenie jest złotem mawiał mój tato – miał rację. Nigdy się nie nudzę, zawsze mam coś do zrobienia. Nawet jak nic nie robię, w głowie kłębią się myśli. Planuję tam moje życie i ogród. Kocham przyrodę i swoje koty. Słucham muzyki – szczególnie wszystkiego, co polskie: Chopina, Kaczmarskiego, Grechuty, Budki Suflera, Perfectu. Słucham tego, co uczy, pociesza, raduje i budzi wspomnienia. Kocham książki – od dobrego kryminału poprzez psychologię do 100-tnego razu Nad Niemnem. Lubię szycie. Kiedyś szyłam, bo taka była potrzeba, pustki w sklepach. Teraz czuje potrzebę kreowania, więc szyję dla siebie.
R.: Firmowe plany na przyszłość?
M.K.: Wkrótce przeprowadzka firmy do nowego obiektu z pięknym holem, salą konferencyjną, sala szkoleniową, oraz dużym zapleczem socjalnym dla naszych pracowników i opiekunek. W 2020 roku planujemy otwarcie Akademii Opiekuna. Chcemy szkolić kadry opiekuńcze. Zależy nam aby nasze opiekunki były najlepsze. Opiekunowie to nasz wizytówka. Rozwijamy się cały czas, nigdy nie należy mówić, że to już wystarczy.